piątek, 29 marca 2019

2. Druggy Guy



 Hope... Hope, wstawaj!
Usłyszałam głos mojego taty, widząc go jednak jak przez mgłę.
Zaspana, ledwo otworzyłam oczy.
- Jeszcze pięć minutek, prosze - wymruczałam, na co usłyszałam warknięcie z jego strony.
- Hope, kurwa! - Na te słowa gwałtownie sie rozbudziłam. Nieświadoma powagi sytuacji, usiadłam na łóżku.  Dopiero wtedy zobaczyłam.
Mój tata jest mężczyzną przykości. Ma krótkie ciemne włosy i pucułowatą twarz. Jednak, jest najmilszym człowiekiem jakiego znam.
Teraz go nie poznawałam.
Zdenerwowany, wbijał we mnie zniecierpliwione spojrzenie.
- Twoja matka zaraz tu będzie, musisz spadać! - rzekł stanowczo.
- O ja pierdole - powiedziałam szybko podnosząc tyłek. 
Spałam u taty w kanciapie, a moja matka pewnie rano zauważyła moją nieobecność. Jak zawsze, zaraz przyjedzie tutaj aby zaciągnąć mnie do szkoły i dać tacie niezły opierdol. 
Nieświeża, we wczorajszych ciuchach i z nieuczesanymi włosami rzuciłam się w długo, szybko trzaskając drzwiami. 
Tylko z tatą się dogadywałam. Kochał mnie, ale zawsze dawał mi wybór wiedząc, że o moim życiu tylko ja mam prawo decydować. A moja matka, zła kobieta, stawiała na swoim że ona może mi dyktować warunki tej gry. Ja sie na to nie zgadzałam. 
Tata nie gonił mnie do nauki, wiedział że i tak dam sobie rade. Że jestem samowystarczalna.  
Gdy uspokoiłam nerwy, uświadomiłam sobie co robie. Przenikam pośród tłumu przez ulice Nowego Jorku. Niezauważalna i nie rzucająca sie w oczy. Anonimowa 19 latka.
Nie wiedziałam co robić, szłam tylko przed siebie starając sie skupić myśli na czymkolwiek. 
Wczoraj nie wzięłam ze sobą żadnych pieniędzy, a zaczynało mi się chcieć jeść. Nie pójdę do taty, bo moja mama już zapewne tam jest. Do domu też nie wróce a Ally jest w szkole która nie jest dzisiaj w moich planach.
Nie wiedziałam co robić. Jedyne co przyszło mi do głowy to się zatrzymać. 
Przystanęła i oparłam się o budynek. Stałam w ciemnej ulicy, nikt nie mógł mnie dostrzec. 
Zaczęłam sie zastanawiać, czy Megan już wezwała policję i zgłosiła sprawę wandalizmu. Na tą myśl, zaniosłam się cichym śmiechem. Naprawde, chciałabym widzieć jej minę gdy rano zobaczyła swoje auto. 
Odwaliłyśmy kawał dobrej roboty. Ale cóż, takie zasady. Takie życie, taka zemsta.
Postanowiłam przejść się pod szkołę, być może spotkam tam Allyson.
Szłam uliczką, wiedząc dokąd prowadzi i że wyjdę na ulicy niedaleko liceum. Przypadkowo, natknęłam się na leżącą na ziemi ulotkę.
Podniosłam ją i z nudów zaczęłam czytać. 
Była to reklama kina w okolicy i rozpiska seansów na dzisiejszy wieczór. 
Na jednym z obrazków pokazany był wizerunek jakiegoś monstrum.. Gdzieś obok jakiś tytuł mówił o wilkołakach i ich nadzwyczajnych mocach. Gdy to przeczytałam, uśmiechnęłam się pod nosem. Ja i Ally lubimy takie klimaty. 
Postanowiłam zatrzymać skrawek papieru i pokazać przyjaciółce moją propozycję na dzisiejszy wieczór. Wypad do kina to świetny pomysł!
Kilkanaście minut ciszy i spaceru później, byłą już pod masywnym, beżowym budynkiem. Nazywają to Szkołą, czy jakoś tak... Nie jestem tu częstym gościem.
Zadzwoniła po Ally, słysząc dzwonek. Mam nadzieję, że zwiastował przerwę. 
- Halo? - odebrała dziewczyna, nieco zaskoczona.
- Jestem pod szkołą, wyłaź - powiedziałam swoim chropowatym głosem. 
- Jest 5-minutowa!
- Wyłaź, mówie! - krzyknęłam w słuchawkę i zakończyłam połączenie. Gdy traktuje ją ostro, zawsze słucha. I tak wie że ją kocham. Jest dla mnie jedyną osobą którą moge nazwać przyjaciółką.
Siedziałam na murku, obserwując dzieciaki zmierzające na lekcję. Mówie dzieciaki, gdyż czuję sie dojrzalsza od nich. Oni mają wszystko na tacy, ja musiałam sama nauczyć się życia gdyż nikt nie pokazał mi drogi. 
Ally zjawiła się po niedługiej chwili. Dosiadła się i zaczęła swoją "jakże interesującą" opowieść o tym co działo się w szkole.
Mówiła o ludziach z naszej klasy. Jako, że mam ich gdzieś, jednym uchem słuchałam, a drugim wypuszczałam jej słowa. 
Gdy ta nudna historyjka dobiegła końca, odetchnęłam niezauważalnie z ulgą i pokazałam przyjaciółce ulotkę. 
- Idziemy na to? - spytała, widząc film o wilkołakach.
- No, wydaje sie fajny. Tak jak czytam...
- Dzisiaj o 20, jasne. Powiem mamie, nawet zaraz. Jest piątek to powinna mnie puścić - Ally wyjęła komórkę z skórzanej torebki i zaczęła dzwonić do mamy.
Gdy rozmawiała, ja naburmuszona jak zawsze, wodziłam wzrokiem po okolicy.
Teren szkoły wydaje się być nieskażonym niczym rajem na wychowanie dziecka. Żadnych palących gówniarzy, żadnych meneli. A to jedno wielkie oszustwo. Po co pokazywać dzieciom fałszywy świat i wpajać im że brudasy i alkoholicy nie istnieją? Albo że "Mogą być kim zechcą"?
- Załatwione, moge iść do ciebie od razu po szkole - Ally uśmiechała się serdecznie, ale ja nie byłam zbyt zadowolona.
Skupiłam na niej spojrzenie.
- Jak wróce do domu, stara urządzi mi masakre - powiedziałam - Spałam u taty. 
- Aa... - Dziewczyna westchnęła. Znała moje problemy i ich konsekwencje. 
- Także... Nie wiem. Może pójdziemy gdzieś połazić? I chętnie odwiedziłabym Megan - Mówiąc Megan, uśmiechnęłam sie łobuzersko. 
- Teraz? - Ally otworzyła usta - Lekcje dopiero sie zaczynają!
Zanim zdążyła zaprotestować, pociągnęłam ją za ręke i mimo jej oporów, udało nam sie wyjść spod szkoły. 
Po chwili Allyson wrócił humor i znowu zaczęłyśmy gadać. O głupotach, jak zawsze.
Szłyśmy małą, wąską uliczką niedaleko slamsów. Nie było tam za ciekawie, ale to dobry skrót żeby dotrzeć do Megan szybko. 
Wokół śmierdziało gównami i sikami. W sumie nic dziwnego, to miejsce wyglądało na noclegownie bezdomnych. Jakieś kartony, materace...
- Spadajmy stąd, jak tu brudno... - Megan szła niepewnie za mną, podczas gdy ja jakby nigdy nic szłam przed siebie. Często chodze takimi miejscami, żeby nikt mnie nie widział.
- Daj spokój, nie jest tak... - Zaczęłam mówić, lecz gwałtownie zostałam zatrzymana,
Stanęłam jak wryta, gdy ktoś mocno przytrzymał mnie za ramię. 
Wpadłam na ciemną postać, wysokiego mężczyznę. 
Miał zarost, mocne rysy twarz, wytatuowaną ręke i goły tułów. Wyglądał na bezdomnego i... śmierdział jak takowy. 
- Siema śliczna. Przyniosłaś? - spytał. Głos mu nie pasował. Był zbyt delikatny jak na tego typka. 
Wiedziałam że Ally stojąca za mną sie boi. Zawsze sie boi gdy coś sie dzieje.
- Mylisz mnie z kimś - rzuciłam niechlujnie i wyrwałam się. Ally chciała już biec za mną gdy ten gość obrócił mnie w swoją stronę. 
- Nie, raczej nie. Tędy nie można przechodzić przypadkowo - Powiedział, trzymając mocno moje przedramię. Uśmiechał się chwilę, po czym spoważniał - Gdzie jest mój towar?
- W dupie! Puszczaj, ćwoku! - Zaczęłam się szarpać i kopać nogami. Gdy dostał w nogę, zgiął się i poluźnił uścisk. 
Pierwszy raz biłam się z gołym bodajże narkomanem. I było całkiem łatwo. 
Wyszarpałam się i goniąc Ally przodem, uciekłyśmy z tego dziwnego miejsca.

Cześć. Jak, podoba wam sie drugi rozdział?  Mam nadzieję że tak :)






wtorek, 26 marca 2019

1. Hope


- Nie mogę sie doczekać jej reakcji! - usłyszałam dziewczęcy śmiech. 
Była 3 w nocy. Ja miałam na sobie czarną wełnianą czapkę i skórzaną kurtkę... Była dość ciepła jesień, lecz uczucie pustki w sobie ochładzało moje żyły. Bo serca nie da sie bardziej zmrozić. 
Stałyśmy przy ceglanej ścianie, z butelkami sprayu w rękach. Ja i moja kumpela Ally, Allison Lee, dokładniej. 
Była ładną brunetką z falowanymi, brązowymi włosami. Miała promienną twarz na której zawsze gościł uśmiech. 
Ja, wydawałam się jej przeciwieństwem. Czarne, długie włosy, zabijający wzrok i zawsze niezbyt skora do rozmów. Złowroga i odpychająca.
To ja, Beverly Hope. Chociaż, mówią na mnie po prostu Hope. 
Jest noc, jestem na nogach od rana, a nie czuję zmęczenia. Adrenalina, która mnie rozpala, nie daje mi zaznać snu. Cel jest blisko, jeszcze tylko kilka minut.
- Rano wyjdzie z domu, złapie sie za głowę... - mruczałam do Ally - I PÓJDZIE Z PŁACZEM DO MAMUSI!
Zaczęłyśmy rechotać szalone, zapominając o ciszy którą należało zachować. 
Farba pokryła maskę Forda, zapełniając ją wyrazami Szmata, Dziwka, Puszczalska. Tak, takie słowa opisywały moją dawną przyjaciółkę Megan. 
Ja z Ally nienawidziłyśmy jej już od dawna, lecz kiedyś mnie i tą dziewczynę  łączyła przyjaźń, myślałam, mocniejsza niż stal. Jednak, czas zmienia ludzi i przemienia ich w demony i najgorsze wersje samych siebie.
Ally zabrała się za mazanie drzwi czerwonego auta, ja wyjęłam paczkę papierosów. Blask Zippo był przez chwilę jasnym punktem w otaczającej nas ciemności. Odpaliłam papierosa, a z ust wydobył się dym.
- Zemsta jest słodka - myślałam, dysząc i wypuszczając kilka kółek.
- Nadal nie wiem jak się tego nauczyłaś - usłyszałam przyjaciółkę. 
- Lata praktyki, skarbie - Uśmiechnęła się triumfalnie. Moje policzki nie nadęły się, jestem dość chuda i kości na twarzy są zawsze widoczne. 
Nazywają mnie anorektyczką, a ja po prostu mam szybką przemianę materii. Nawet Ally zazdrości mi figury i często sie o to ze mną droczy. 
Patrzyłam, jak dziewczyna przechodzi na tył auta. Nie ruszyłam się z miejsca, wiedząc że sama sobie dobrze poradzi z obsmarowywaniem tyłka Megan. 
Teraz ta dziewczyna jest tylko w moich wspomnieniach. Widząc ją na korytarzu, mijam  nawet czasem szturchnę wrednie tą nieszczerą osobę. 
Nieszczerą, co do niej to za delikatne słowo.
- Zaraz kończę, dopal spokojnie - usłyszałam koleżanką i nawet nie zwróciłam uwagi, jak szybko się obrobiła. Meg rano nie pozna auta, taką mam słodką nadzieję. 
Jakby dostała zawału, byłabym z siebie naprawde dumna. 
Pod nosem, myśląc o tym uśmiechnęła się wesoło.
Może jestem wredna, ale to dla dobra ludzkości. Niech ludzie tacy jak ona gniją w piekle.
- Done - powiedziała stanowczo, zadowolona z siebie Ally. Stanęła obok mnie i zaczęłyśmy oglądać swoje dzieło. 
Napisy z czarnej farby, niezbyt ładne, zdobiły całą karoserie samochodu. Byłam dumna, z siebie i Ally.
Z cwaniackim uśmiechem pokiwała głową i poklepałam Al po ramieniu. 
- No, moja ty... Jesteś geniuszem - zaśmiała się. Popchnęłam ją lekko, dając znak że trzeba już sie zmywać. 
Dziewczyna ruszyła przodem, idąc środkiem ulicy. Wokół nas były kamienice i zaparkowane na chodniku auta, w niezbyt dużej ilości. Megan mieszka na slumsach, jeśli można to tak nazwać. 
Nieciekawa okolica, ale architektura mi się podoba. Nie wiem, mam dziwny gust, jak stwierdziła kiedyś Allison. 
Szłyśmy w ciszy, ja trzymałam się z tyłu. Sprawdzałam smsy, miałam kilka których celowo wcześniej nie odczytałam. Z... olewczego stosunku do tych osób. 
Jeden on mojego brata Roberta. Od dupka, z którym nie mam wspólnego języka. Nawet, gdy mamy wspólnego wroga, jakby to powiedzieć... Chodzi o naszą matkę. 
Kolejny sms był właśnie od niej. Nawet go nie przeczytałam. Wiedziałam że powie mi to samo w domu - O wiele głośniej i bardziej wkurzająco. 
Jest apodyktyczną suką, bez serca i jakichkolwiek wartości. 
Na rozstaju dróg, pożegnałam się z Ally. Przytuliłyśmy się, brunetka poszła w swoją stronę a ja odprowadzałam ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła w ciemności. 
Nie miała daleko do domu, ale szła przez zaciemnione obszary bez latarnii. Martwiłam się o nią, dopóki nie dostawała sms że już leży w łóżku. 
Ja, nie miałam zamiaru wracać do domu.
Powoli, kierowałam się chodnikiem. Mijałam bary i pozamykane sklepy. Zwykle, kończyła nasze nocne wypady w jednej z knajp, w butelką piwa i fajkami. Zwykle potem właściciel wyganiał mnie bo byłą 5 rano. 
Teraz, wchodzę do burgerowni mojego ojca. Do śmierdzącej starym tłuszczem nory, w której czuję sie o dziwo lepiej niż w domu. 
Jest pusto, jak zwykle w nocy. A tak się upierał żeby zrobić 24/24.
Ojciec też nie mógł znieść mojej matki i dlatego bez cienia sprzeciwu zgodził się na rozwód, gdy ta wpadła na ten pomysł. Chyba też chciała się go pozbyć, nienawidzi wszystkich ludzi wokół siebie. Nie znoszę tej kobiety, więc nawet nie staram się zrozumieć jej toku myślenia. 
Siadłam w loży obok okna i zdjęłam czapkę. Położyłam ją na stole, tuż obok rękawiczek bez palców które również zdjęłam. 
Potem pozbyłam się kurtki i rozpięłam bluzę. 
Odgłosy zwabiły dziewczynę, która wyjrzała przez drzwi od kuchni.
Była to Jennifer, dziewczyna taty.
Jedyna kobieta w wieku mojej matki, którą lubię. I najchętniej mieszkałabym z nimi, gdyby nie kategoryczny zakaz mojej matki. Zabroniła ojcu spotkań ze mną, nie pytajcie dlaczego.
Więc... W nocy przychodze do nich do pracy. 
Opalona kobieta o długich włosach zbliżyła się do mnie. Jak zwykle, z sympatycznym uśmiechem. 
- Znowu tutaj... Ty naprawdę domu nie masz? - zaśmiała się, opierając ręką o stolik. W oczy rzuciły mi się ładnie zrobione paznokcie i bransoletka na nadgarstku.
- Nie. Domem to tego nie nazwe - powiedziałam, wpatrując się w jej biżuterię. I paznokcie, które  mi sie spodobały. Ich biały odcień i kilka naklejonych kryształków - Ładny maniciure.
Gdy to powiedziałam, Jennifer jakby się zawstydziła. Była starsza ale gdy sie uśmiecha,  wygląda jak uczennica liceum w moim wieku.
- Dziękuje - powiedziała i zmieniła temat - Ciężka noc, co? - zapytała brunetka.
- Tak. Jakoś tak - stwierdziłam, myśląc że zasne na tej kanapie. Adrenalina odeszła, a w tym miejscu czuję sie jak w domu. Spanie tutaj to dla mnie żadna nowość.
Jen spostrzegła mój błędny wzrok i zaproponowała abym zdrzemnęła się u taty w kanciapie. Dopóki nie wyremontują mieszkania, mężczyzna tu śpi a dzisiaj akurat ma jakieś sprawy na mieście. 
Zgodziła się, idąc do znajomego pokoiku. 
Padłam na materac, nawet nie pamiętam kiedy. Cieszyło mnie, że ta noc sie skończyła. Bo byłam naprawdę wyczepiana.

Cześć. Witam was. Postanowiłem napisać opowiadanie z punktu widzenia dziewczyny. Mam nadzieje że wam sie spodoba. Piszcie co myślicie